Autor: Mariusz Urbanek
-
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Iskry
Data wydania: 2014
ISBN 978-83-244-0381-3
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 283
Był letni wieczór 1916 roku. Steinhaus, idąc Plantami, usłyszał dobiegające z ławki słowa „miara Lebesgue’a”. Twierdzenie Lebesgue’a było wtedy znane tylko nielicznym matematykom, więc zaintrygowany podszedł i przedstawił się. Jednym z dwóch dyskutujących o matematyce młodych mężczyzn był Stefan Banach.
Byli czasem traktowani jak mistrz i uczeń, który preceptora przerósł, choć Steinhaus był od Banacha starszy tylko o 5 lat. Wiele lat później powie, że jego największym sukcesem matematycznym było odkrycie Stefana Banacha. A Henri Lebesgue 22 lata później otrzyma doktorat honoris causa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Promotorami będą Steinhaus i Banach.
fragment książki
Gdyby nie to przypadkowe spotkanie na krakowskich Plantach, być może nigdy nie powstałoby to, co znane jest dziś w świecie jako lwowska szkoła matematyczna. Stworzona przez wybitnie uzdolnionych młodych matematyków polskich, ze Stefanem Banachem – uważanym przez historyków nauki za jednego z trzech największych (obok Mikołaja Kopernika i Marii Curie) uczonych polskich w historii – na czele, szybko zdobyła uznanie całego matematycznego świata. Matematycy tworzący we Lwowie znani byli nie tylko z (imponujących) dokonań naukowych, ale także z bardzo nieszablonowego trybu pracy: największych odkryć dokonywali nie w zacisznym gmachu uczelni, ale w pobliskiej kawiarni, a zapisywane były nie na schludnych arkuszach, ale marmurowych blatach stolików.
Historia lwowskiej szkoły matematycznej stanowi świetny materiał na fascynującą biografię. Tymczasem w Polsce każdy zna Kopernika i Marię Curie, podczas gdy o Banachu niemal nikt, poza matematykami, nie słyszał. Może dlatego, że opowiedzieć o najsłynniejszych naukowych dokonaniach pierwszej dwójki można i dziecku, a odkrycia Banacha trudno jest przybliżyć nawet absolwentom innych niż matematyka studiów wyższych.
Nie zawsze trzeba jednak precyzyjnie pisać o odkryciach, by przedstawić ich twórcę. Także ci, którzy niewiele wiedzą o teorii względności mogą docenić znaczenie dla światowej nauki osoby Einsteina.
To właśnie zrobił Mariusz Urbanek – z wykształcenia prawnik, z zawodu pisarz, autor m.in. biografii Tyrmanda, Broniewskiego i Tuwima. Być może to właśnie podczas pisania książki o tym ostatnim przyszedł mu do głowy pomysł przedstawienia lwowskiej szkoły matematycznej? Wszak to przed Hugonem Steinhausem, jednym z najwybitniejszych jej przedstawicieli, ukląkł niegdyś Tuwim, usłyszawszy aforyzm: „Ziemia – kula u nogi”.
Książka Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, wydana w tym miesiącu przez wydawnictwo Iskry, to fascynująca opowieść o matematykach polskich, skupionych w czasie dwudziestolecia wojennego we Lwowie. Poznamy Stefana Banacha, który był nieślubnym dzieckiem niepiśmiennej służącej i rekruta c.k. armii, wychowankiem praczki, nie skończył żadnych studiów, matematyki w ogóle nie studiował, a który został jednym z największych matematyków w historii. Hugona Steinhausa, który w PRL w rubryce pochodzenie pisał „arystokracja plus burżuazja”, słynął z ciętego dowcipu, językowego puryzmu oraz talentu do matematyki i aforyzmów. Stanisława Ulama – chodzącego w chmurach marzyciela, któremu przyszło budować w Los Alamos bomby atomowe zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki oraz Stanisława Mazura, którego skrajna niechęć do publikowania prac doprowadzała do rozpaczy całe lwowskie środowisko.
Autor w pełni wykorzystał potencjał tkwiący w tej historii. Książka napisana jest tak, że trudno się od niej oderwać – lekko, a jednak poważnie. Cudownie humorystyczne sceny przeplatają się z tymi bardziej poważnymi. Przeplatają się też losy czterech głównych bohaterów, a w tle pojawia się cała plejada (doskonale znanych matematykom) postaci. Dzięki króciutkim podrozdziałom i ciągłym zmianom perspektywy biografia nie nuży ani przez moment.
Duży był nakład pracy Mariusza Urbanka – nie tylko w szerokiej bibliografii, ale także w bardzo nietypowym, jak na książkę o matematykach, zadbaniu o zarysowanie historycznego tła ich losów. Taka, bardzo oryginalna, perspektywa to zdecydowany atut tej książki. Widać, że autor zdecydowanie pewniej czuje się w historycznym, niż w matematycznym klimacie (nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego wykształcenie). Niestety, nie było konsultanta matematycznego. Owszem, Mariusz Urbanek właściwie nie pisze o matematyce, a jeśli już, to bardzo ogólnikowo, ale i tak redaktora naukowego mi tutaj brakuje. Początkowe strony książki, bardziej matematyczne, są wyraźnie słabsze od jej dalszej części, a biografia niestety zawiera drobne błędy merytoryczne. Na stronie 79 czytamy, że Pierre Fermat napisał na marginesie czytanej książki, że znalazł dowód twierdzenia, iż dla liczby naturalnej n>2 nie istnieją takie dodatnie liczby naturalne x, y, z, które spełniałyby równanie xn+yn=zn. Mówiąc inaczej, suma dwóch liczb x, y podniesionych do kwadratu może być kwadratem ich sumy, ale suma dwóch liczb podniesionych do potęgi trzeciej nie może już być sześcianem ich sumy itd. (ratunku!). Jest też trochę niezręczności, sformułowań, w których wiadomo, o co chodzi, ale które nazywają się nieco inaczej (str. 30, teoria całkowania Lebesgue’a) czy pewnego pomieszania pojęć (str. 240, Szwedowi udało się naprawdę rozwiązać problem nr 153 i w dodatku przekonująco dowód uzasadnić – dowodów się nie uzasadnia, to właśnie dowód jest uzasadnieniem prawdziwości twierdzenia).
Książkę kończy świetna rozmowa z profesorem Romanem Dudą, matematykiem i historykiem nauki. To jeden z najlepszych wywiadów o matematyce, jaki kiedykolwiek czytałam. Trafnie zadane pytania (może dlatego, że ich autor matematykiem nie jest i wie, co dla niego wymagało wyjaśnienia?) i mądre, porządkujące, podsumowujące, rozszerzające odpowiedzi. Jestem nim zachwycona. W publikacji znajdziemy również obszerną bibliografię i indeks osób.
Iskry wydały Genialnych… w twardej oprawie, z elegancką okładką i obwolutą, ozdobioną stylową ilustracją, przedstawiającą wnętrze Kawiarni Szkockiej. W książce są drobne błędy korekty i redakcji (choć tej ostatniej być może po prostu nie było – brak bowiem nazwiska redaktora). Gorzej z błędami merytorycznymi, które niestety są. Dla autora najważniejsze było pierwsze przedstawienie szerokiej publiczności lwowskiej szkoły matematycznej – przedstawienie w taki sposób, który zainteresuje czytelnika-niematematyka i do którego wiedza akademicka nie jest potrzebna. I to udało się Urbankowi znakomicie. Miałabym ochotę cytować i cytować co ciekawsze fragmenty, ale recenzja i tak jest już zbyt długa. Miast więc cytować, polecam serdecznie wszystkim tę lekturę – matematykom i tym, którzy nigdy o lwowskiej szkole matematycznej nie słyszeli. Tym ostatnim może nawet szczególnie: wielu historyków nauki uważa bowiem, że, jak mówi profesor Roman Duda, to nasz największy wkład w naukę światową.