Baner z okładką książki Trofea Grunwaldzkie

Trofea Grunwaldzkie

Autor: Wojciech Krajewski

  • Tłumaczenie: –
    Tytuł oryginału:-
    Wydawnictwo: Bellona
    Data wydania: 2014
    ISBN: 978-83-11-13328-0
  • Wydanie: papierowe
    Oprawa: twarda
    Liczba stron: 277
Książka powstawała nie tylko w zaciszu gabinetu historyka. Wiele informacji dała podróż tropem grunwaldzkich zdobyczy, poczynając od pola bitwy pod Grunwaldem, gdzie wpadły one w ręce zwycięzców, aż po miejsca, gdzie były one przechowywane i gdzie ostatecznie zaginęły.

Publikacja opisuje losy słynnych dwóch mieczy przekazanych królowi Władysławowi Jagielle przez krzyżackich heroldów, dzieje zdobytych chorągwi krzyżackich, a także losy rycerskiego rynsztunku, jaki miał na sobie poległy wielki mistrz Ulryk von Jungingen.

Przedstawiono również losy innych zdobyczy, broni i dział zagarniętych przez wojska Jagiełły na polu bitwy pod Grunwaldem, a także prawdziwych skarbów zdobytych później w krzyżackich zamkach i kościołach. Aneks przedstawia postacie poległych dostojników i rycerzy wojsk zakonnych, losy rannych i kontuzjowanych oraz jeńców i uciekinierów z pola bitwy.z opisu wydawnictwa

O tym, jak butni i pyszni Krzyżacy przed bitwą Grunwaldzką przekazali królowi Jagielle dwa nagie miecze słyszeli wszyscy. Jednak mało kto zastanawia się, co z ową bronią stało się po batalii. Tę sprawę, i sprawy pozostałych trofeów zdobytych na Krzyżakach podczas wojny 1409-1411 postanowił rozwikłać w swojej książce Wojciech Krajewski.

Krajewski wziął na warsztat nie tylko słynne miecze czy trochę mniej słynne chorągwie. Korzystając ze spisów, inwentarzy i źródeł z epoki postarał się stworzyć listę wszelkich przedmiotów jakie wpadły w polskie ręce po bitwie- rynsztunek wielkiego mistrza, relikwiarze, naczynia liturgiczne i kosztowności zrabowane w zakonnych zamkach i kościołach. Próbuje też rozwikłać zagadkę bród krzyżackich jakie polscy kombatanci mieli rzekomo zrywać poległym zakonnikom i wieszać w kościołach, a także wyjaśnia sprawę ręki rycerza Dypolda von Kokritza, rzekomo odrąbanej i powieszonej w katedrze wawelskiej. Całą pracę kończy aneks opisujący pokrótce losy znamienitszych uczestników bitwy, jeńców, opisujący poszukiwania grobów poległych w bitwie a także krótko podsumowujący prace archeologiczne na polach grunwaldzkich oraz plany przeprowadzenia kolejnych badań.

Krajewski w swojej pracy posiłkuje się bardzo liczną bibliografią. Zdecydowanie na plus trzeba zaliczyć mu sięgnięcie do pozycji archiwalnych i dokumentacji muzealnej.  Szczególnie dobrze opracowane są rozdziały o mieczach i chorągwiach grunwaldzkich- zajmują niemal połowę objętości książki. Mimo tego autor nie popada zbytnio w naukowy żargon, odstraszający czytelnika nieobeznanego w stosownej terminologii. Książkę czyta się lekko i bardzo przyjemnie- narracja jest wartka a sama historia grunwaldzkich trofeów sprawia, że opowieść jest interesująca niczym kryminał. Całość dopełniona jest bardzo licznymi, czarno-białymi fotografiami i rycinami.

Jednak autor nie skupił się wyłącznie na pracy odtwórczej. Stara się wyciągnąć z zachowanych materiałów własne wnioski. Niektóre bardzo interesujące i przekonujące – na przykład w rozdziale o paludamentum twierdzi wbrew wielu historykom i samemu Długoszowi, że owo łacińskie słowo nie oznacza w tym przypadku płaszcza wojskowego a jakę herbową, jaką średniowieczne rycerstwo zakładało na swoje zbroje. Hipotezę tę podparł dość mocnymi argumentami, dla mnie zupełnie przekonywującymi. Całkiem skutecznie rozprawił się też z pewną tezą jakoby miecze grunwaldzkie w rzeczywistości miały być koncerzami.

Niestety, Krajewski nie uniknął błędów. Najsłabszy rozdział jego książki dotyczy rycerskiego rynsztunku używanego przez Ulryka von Jungingena podczas bitwy grunwaldzkiej. Widać po tym rozdziale, że pan Krajewski niezbyt pewnie czuje się w tematyce bronioznawczej. Posiłkując się opisem śmierci Wielkiego Mistrza pióra Długosza  który stwierdził, że von Jungingen „miał dwie rany: jedną na czole i drugą na piersi[1]” wyciągnął wnioski bardzo daleko idące a przy tym nieprawdziwe. Najpierw autor stwierdził, że z pewnością Wielki Mistrz w trakcie bitwy nosił pancerz typu płaty (czyli rodzaj wełnianej lub skórzanej kamizelki do której od wewnątrz przynitowane zostały metalowe płyty). Uważa, że jeżeli Wielki Mistrz nosiłby kirys z pewnością nie zginąłby od uderzenia kopią w pierś ponieważ zbroja by go ochroniła. Ja się absolutnie nie zgadzam z taką argumentacją. Są znane zabytki średniowiecznych kirysów z wyraźnymi śladami penetracji bronią białą, np. napierśnik przechowywany w muzeum w Monachium czy fragment naplecznika znaleziony na stanowisku w Borówku, gm. Bielawy (tutaj nie ma pewności, czy przebyty był kopią, jednak z pewnością zniszczeń dokonała broń biała). Oczywiście nie mogę powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że Wielki Mistrz nosił kirys. Wydaje się to jednak dość prawdopodobne, zwłaszcza że płaty były wówczas uzbrojeniem dość archaicznym, zaś status von Jungingena pozwalał mu na zakup sprzętu  bardziej nowoczesnego.  Podobnie rzecz się ma z drugą raną opisaną przez Długosza. Krajewski uważa, że fakt zadania ciosu w czoło świadczy o tym, że Wielki Mistrz nosił łebkę, czyli hełm otwarty. Teza tyleż odważna co niemożliwa do obronienia ani odrzucenia.  W roku 1410 najpopularniejszym hełmem rycerskim była przyłbica z zasłoną typu psi pysk. Często używano także nieco starszego typu przyłbicy z zasłoną klappenvisier. Jednak jego użycie nie wyklucza zadania rany w czoło. Hełm mógł zostać przebity, tak jak w przypadku kirysu. Cios mógł też hełm wygiąć na tyle mocno, że obrażenia odniosła głowa. Wreszcie- zasłona mogła zostać podniesiona bądź utracona w wyniku wcześniejszego ciosu (zasłony w hełmach mocowane były na dwa sposoby- na dwa zawiasy skroniowe bądź jeden czołowy. Uszkodzenie zawiasu może skończyć się utratą zasłony).  Podsumowując- ani w przypadku zbroi ani w przypadku hełmu nie jesteśmy w stanie niczego wywnioskować na podstawie jednego, króciutkiego zdania.

Mimo tego mankamentu trzeba przyznać, że książka Wojciecha Krajewskiego jest dość dobrym i rzetelnym podsumowaniem burzliwych losów pamiątek związanych z grunwaldzką batalią, które w dodatku nie odstraszy czytelnika zawiłą terminologią ani rozwlekłymi, niestrawnymi opisami. Jest to pozycja cenna również z tego względu, że przed Krajewskim chyba żaden badacz nie pokusił się o zebranie w jednym miejscu historii wszystkich pamiątek związanych z Wielką Wojną.

[1] Jana Długosza Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księga 10-11, Warszawa 1982, s.118.

Kategorie wiekowe: ,
Wydawnictwo:
Format:

Author

Z wykształcenia archeolog-bronioznawca. Miłośniczka wszystkiego co stare.

2 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content