Tsunami historii. Jak żywioły przyrody wpływały na dzieje świata

Autor: Maciej Rosalak

  • Konsultacja naukowa: brak
    Wydawnictwo: Fronda
    Data wydania: 2016
    ISBN: 978-83-8079-086-5
  • Wydanie: papierowe
    Oprawa: miękka
    Liczba stron: 480
Jak to możliwe, że wybuch wulkanu na drugiej półkuli wywołał małą epokę lodowcową w Europie i – pośrednio – stał się przyczyną Wojny Trzydziestoletniej na naszym kontynencie? Dwugodzinne opóźnienie rozpoczęcia bitwy pod Waterloo z powodu deszczu umożliwiło włączenie się do walki Prusakom i zadanie klęski. Ostre słońce i porywisty wiatr w oczy przyczyniły się do pogromu Krzyżaków pod Grunwaldem. Czym był huragan Wielkiego Stepu ? Czy można było uniknąć rzezi urządzonej Japończykom i Amerykanom? Co zniszczyło Sodomę i Gomorę? Które komety zwiastowały epokowe nieszczęście?

Maciej Rosalak przypomina fakty, na które nie zwraca się uwagi, a mają kapitalne znaczenie. Narrację tej błyskotliwej książki wzbogaca częste sięganie do źródeł, do świadectw, i odkrywanie na nowo zastanawiających przekazów z Biblii, z Pliniusza, Swetoniusza, Dantego, Długosza, czy nawet Mickiewicza. Otrzymujemy więc książkę erudyty i wytrawnego popularyzatora historii, ujmującą na polskim rynku po raz pierwszy w takim zakresie dzieje ludzkości.z opisu wydawnictwa

Książka „Tsunami historii” została napisana przez pasjonata. Mimo to lektura może trochę zawieść oczekiwania czytelnika. Pierwsze rozdziały, dające naprawdę fascynujące możliwości splecenia w jedno działań sił natury i dziejów człowieka, przesycone są nieprawdopodobnymi wręcz skrótami i uproszczeniami (można powiedzieć, że poszczególne akapity są streszczeniami całych książek). W efekcie narracja staje się trochę naiwna i pozostaje cieszyć się, że Autorowi udało się uniknąć większej ilości błędów merytorycznych. Niektóre trzeba jednak koniecznie sprostować. Rosalak pisze, że ok. 75 000 lat temu Homo sapiens przedostał się z Afryki na „nieoddzielony jeszcze Morzem Czerwonym” Bliski Wschód (s. 54). Nie jest to prawda. Droga tej migracji jest dyskutowana i mogła prowadzić albo przez Półwysep Synaj, albo dzisiejszą Cieśninę Bab al-Mandab (która być może stanowiła wówczas pomost lądowy). Niemniej samo Morze Czerwone już istniało. Jego basen zaczął tworzyć się w Eocenie (56-33.9 mln lat temu), aby następnie przed 3 milionami lat temu zupełnie wyschnąć (w wyniku zamknięcia wspominanej cieśniny Bab al-Mandab) i ponownie wypełnić się wodą. Zatem kiedy na Ziemi pojawił się Homo sapiens (ok. 200 000 lat temu) morze nazywane dziś Czerwonym znów dawno już istniało.

Równie niepoprawne jest łączenie ekstynkcji Homo neanderthalensis z postępem zlodowaceń i z zanikiem europejskich lasów, w których wg. Autora mieli oni polować na „leśne gatunki zwierząt” (s. 56). Uważa się dziś, że człowiek ten był właśnie przystosowany do warunków zimnego klimatu i zajmował obszary tzw. strefy peryglacjalnej (nazywanej czasem „zimnym stepem”), polując na zwierzęta zupełnie niezwiązane z lasami (np. mamuty).

W książce zdarzają się też poważne niezręczności w tłumaczeniu niektórych terminów geologicznych (jak np. kwestia solfatar i Solfatary (s. 57) czy tzw. granicy K-T (a raczej K-Pg), czyli kontaktu skał tworzących się jeszcze w okresie kredowym i już w okresie trzeciorzędu (s. 86) są to jednak szczęśliwie i mimo wszystko potknięcia drobniejsze.

Współcześnie wiele jest już prac naukowych traktujących nie tylko o związku wymierań z globalnymi katastrofami i zmianami, ale również pokazujących zależności pomiędzy wielkoskalowymi procesami geologicznymi czy klimatycznymi, a rozwojem i przemianami kulturowymi o zasięgu lokalnym czy regionalnym. Dobrym przykładem jest tragedia jaka dotknęła w roku 1755 Lizbonę (trzęsienie ziemi i następująca po nim fala tsunami). Jest to na tyle emblematyczna katastrofa, że napisano o niej całą biblioteczkę prac. Ich lektura jest fascynująca (choć z niektórymi wnioskami można się nie zgodzić), a w omawianej książce dostajemy jedynie cieniutki „rosołek”, w którym nie sposób się rozsmakować. Takich przykładów można niestety przytoczyć więcej i żałować, że możliwości te nie są w książce wykorzystane. Rozważania Autora ograniczają się na przykład do powtarzanych wszędzie paralel pomiędzy Apokalipsą Św. Jana, a modelami katastrof kosmicznych. Fragmenty bardzo dobre (podsumowanie dyskusji o wybuchu Thery) przeplatają się w niniejszej pracy z fatalnymi, nad którymi unosi się opar absurdu (oczywiście pojawia się kwestia Atlantydy i ekspansji tzw. kultur megalitycznych na wschód).

Z biegiem stron książka niestety zamienia się najpierw w historię wędrówek ludów, a potem w historię bitew z przyrodą w coraz dalszym tle, co nie byłoby złe lecz odbiega od oczekiwań z jakimi książkę bierze się do ręki. Bardzo brakuje przy tym pogłębionej analizy wzajemnych relacji pogoda (żywioły) – wydarzenia historyczne. Kiedy czytamy rozwijającą się tylko litanię katastrof, drobne nieścisłości i niedomówienia nie grają już tak dużej roli.

Zaskoczeniem jest też część „Żywy żywioł”, czyli rozważania o roli zwierząt (zwierzęcego żywiołu) w kształtowaniu kultur. Rozdział ten sprawia wrażenie wplecionego w książkę nieco „na siłę”. Jak gdyby Autor bardzo chciał podzielić się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na ten temat, a obawiał się, że nie da rady tego gdzie indziej zrobić. Natomiast fatalną wpadką historyczną jest zdanie: „Rzymianie wycofali się bezpowrotnie z zajętych już terytoriów, a przodkowie dzisiejszych Niemców rozwijali się w ciągu kilku wieków poza kręgiem kultury romańskiej” (s. 285). Pozostawię je bez komentarza, a jedynie jako przestrogę do czego prowadzi brak profesjonalnej korekty.

Zdecydowanie słabą stroną książki są ilustracje, które z pewnością nie zadowolą współczesnego czytelnika. Można oczywiście argumentować, że nie są one najważniejszą częścią tej pracy, niemniej bardzo by jej pomogły. Całość czytałoby się nawet dobrze, ale niestety również strona redakcyjna jest fatalna. Szczególnie (choć nie tylko) w części 1 i 2 plenią się potknięcia i błędy gramatyczne, stylistyczne oraz kolokwializmy („wróta piekieł, „uderzenia impaktów”, „uprawiano rolnictwo”, „minerał skalny”, „walnęła”, „bandzior wszech czasów” (to Czyngis-chan), zdania rozpoczynające się od „I”). Niedobre jest też folgowanie emocjom, co skutkuje (powiedzmy delikatnie) niezbyt pochlebnymi i mało eleganckimi opiniami np. o Anglikach czy Ukraińcach.

Pomimo wszystkich moich zastrzeżeń, a nawet pewnego zawodu czy niedosytu po lekturze, polecę na tych łamach omówioną powyżej książkę. Jest ona na pewno napisana przez człowieka poważnie zainteresowanego poruszanymi tematami i dotyczy zagadnień rzadko pojawiających się w polskojęzycznych publikacjach popularnonaukowych.

Kategorie wiekowe: ,
Wydawnictwo:
Format:

Author

archeolog latynoamerykanista, geolog, alpinista

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content