Baner z okładką książki Fitness mózgu

Fitness mózgu

Autorzy: Alvaro Fernandez, Elkhonon Goldberg, Pascale Michelon

  • Tłumaczenie: Małgorzata Guzowska
    Tytuł oryginału: The SharpBrains Guide to Brain Fitness: How to Optimize Brain Health and Performance at Any Age
    Seria/cykl wydawniczy: –
    Wydawnictwo: PWN
    Data wydania: 2015
    ISBN: 978-83-01-18194-9

  • Wydanie: papierowe
    Oprawa: miękka
    Liczba stron: 283

Jak wzmacniać sprawność mózgu w każdym wieku? Jak zachować sprawność i jasność umysłu do później starości? Autorzy – mistrzowie popularyzacji wiedzy o mózgu – zapraszają w fascynującą podróż po świecie ludzkiego poznania. Z przewodnika dowiemy się, jak zbudowany jest mózg, w jaki sposób działa, jak się zmienia pod wpływem uczenia się i zdobywania nowych doświadczeń. Autorzy wskazują, jakimi działaniami możemy wzmacniać swój mózg, a przy okazji obalają kilka mitów, na przykład ten o sensowności rozwiązywania setek krzyżówek. „To przewodnik kierowany do wszystkich posiadaczy mózgu, którzy chcieliby nauczyć się, jak utrzymać ów narząd w zdrowiu i wzmocnić jego działanie”.

PWN, pwn.pl

Zacznę od plusów. W kontekście usprawniania pracy naszego umysłu, autorzy „Fitness mózgu” opisują i promują dwie cenne koncepcje: neuroplastyczność mózgu i znaczenie długotrwałego treningu intelektualnego. Badania dowodzą bowiem, że nasze mózgi przez całe nasze życie poddawane są procesowi neurogenezy, oznaczającego tworzenie się nowych neuronów, co otwiera drogę neuroplastyczności, czyli zachodzeniu „zmian okablowania w mózgu pod wpływem doświadczeń” [1], oraz synaptogenezie, czyli tworzeniu się nowych połączeń między neuronami [2]. To wszystko sprawia, że niezależnie od wieku, mózg może się nieustannie zmieniać, a na dodatek „nie istnieje górna granica uczenia się, ponieważ wydaje się, że neurony są zawsze do tworzenia nowych połączeń, o ile są tylko wielokrotnie używane” [3].

Co najciekawsze, największe zmiany na skutek uczenia się zaobserwowano wśród osób specjalizujących się w jakiejś dziedzinie. Przykładowo badania dowiodły, że londyńscy taksówkarze dysponują większymi hipokampami niż ich koledzy po fachu – kierowcy autobusów. Powód: taksówkarze przygotowują się trzy lata do egzaminu, podczas którego musieli wykazać wiedzą o nazwach 25 tysięcy ulic oraz 20 tysięcy charakterystycznych lokalizacji w Londynie, a każdy dzień ich pracy składa się później z innych, niepowtarzalnych kursów. Natomiast kierowcy autobusów nie muszą aż tak bardzo wytężać swoich mózgów, jeżdżąc codziennie tymi samymi trasami. Generalnie zaobserwowano, że im więcej i częściej ćwiczymy daną czynność, tym lepiej sobie z nią radzimy. Za taki stan rzeczy odpowiadają sieci neuronowe, które zgodnie z regułą Hebba „w momencie jednoczesnego uaktywniania się, wykształcają wzajemne połączenia. A im częściej dana sieć jest aktywowana, tym silniejsze stają się połączenia między nimi.” [4] Ta niezwykła właściwość mózgu sprawia z kolei, że „wiele funkcji mózgowych, które uznawaliśmy do tej pory za stałe, takie jak pamięć operacyjna, może być jednak ćwiczonych” [5]. I to bez względu na wiek.

Z treningiem mózgu jest jednak jeden wielki problem. Chodzi o transfer nabytych czy wyćwiczonych umiejętności na inne sfery życia, co jak na razie udaje się niezwykle rzadko i w minimalnym zakresie. Innymi słowy, badania pokazują, że jeśli ćwiczysz sudoku czy rozwiązywanie krzyżówek, to stajesz się z czasem coraz lepszy właśnie w tych dziedzinach, ale niestety ćwiczenia te nie przekładają się na wzrost zdolności kognitywnych w innych sferach życia. A to właśnie obiecują reklamy produktów i aplikacji służących do treningu mózgu, omawiane zresztą dość szeroko przez autorów książki.

Należy jednak pamiętać, że neuronauki to stosunkowa młoda dziedzina. Z tego powodu mamy do czynienia z rosnącą liczbą hipotez, które czekają na weryfikację. Z tego też powodu w neuronaukach na większość pytań nie mamy jeszcze dobrej, naukowo udokumentowanej, odpowiedzi. Autorzy „Fitness mózgu” na szczęście wydają się być tego w pełni świadomi. Co kilkanaście stronic czytamy, że „szczerze mówiąc, nie wiem; rezultaty były różne, teraz sprawdzamy inne możliwości [6], albo że „dziś nie mamy jasnej recepty na sukces – musimy przeprowadzić więcej badań, zanim będziemy w stanie przygotować systematyczny zbiór interwencji maksymalizujących ochronę mózgu” [7], albo że „jest za wcześnie na ogłoszenie, że naprawdę potrafimy odwrócić pogorszenie funkcjonowania poznawczego – mamy tu do czynienia z mnóstwem umiejętności i badania trwają zbyt krótko, żeby porównać różne trajektorie” [8], albo że „dziś nie ma konsensusu, co i jak należy mierzyć” [9].

Czas na kilka zastrzeżeń. „Fitness mózgu” to modelowy wręcz przykład, jak nie należy popularyzować wiedzy naukowej i najnowszych odkryć w danej dziedzinie, w tym wypadku w neuronaukach.

Naukowców, którzy potrafią zajmująco opowiadać o nauce, podzieliłbym na dwie grupy. Do pierwszej zaliczyć należy tych, którzy posiadają naturalny dar klarownego wysławiania się, a w dodatku potrafią ważne fakty i odkrycia naukowe wpleść w fabułę intrygująco podanych historii i anegdot. Najbardziej znamienici reprezentanci tej społeczności to Carl Sagan, Neil deGrasse Tyson, Lawrence Krauss czy Dan Ariely. Do drugiej grupy zaliczyłbym z kolei tych naukowców, którzy świadomi swoich braków czy to w komunikacji werbalnej, czy to w spójnym prezentowaniu swoich dokonań, sięgają po pomoc specjalistów, głównie dziennikarzy naukowych, i wspólnie z nimi dopracowują precyzyjny merytorycznie, ale też lekki w odbiorze i doskonale wkomponowany w wartkie historie, zapis ich pracy naukowej. Tu absolutnym fenomenem jest Steven Levitt, uznany ekonomista, który mając świadomość tego, że pisać to on umie sztampowo i stricte naukowo, stworzył udany team wespół z dziennikarzem New York Timesa, Stephenem Dubnerem. Dwie części „Freakonomii” [10] ich autorstwa sprzedały się w nakładzie ponad pięciu milionów egzemplarzy, bijąc wszelkie rekordy sprzedaży w zakresie literatury ekonomicznej. A źródłem sukcesu okazało się mistrzowskie opisanie przez Dubnera wyników intrygujących analiz i badań ekonomicznych autorstwa Levitta.

Niestety, autorzy „Fitness mózgu” nie zaliczają się do żadnej z tych dwóch kategorii popularyzatorów nauki. Książka jest chaotycznie napisana, niedbale zredagowana, pełna powtórzeń i banalnych stwierdzeń, a momentami wzajemnie sprzeczna. Przykładowo w pewnym miejscu autorzy (słusznie) krytykują badania Ryuta Kawashimy [11] ze względu na zbyt małą liczbę badanych – chodzi dokładnie o 41 osoby – a z drugiej stronie wielokrotnie powołują się w książce na inne badania, tym razem ich zdaniem całkowicie wiarygodne, w których jednak badanych też było zbyt mało jak na naukowe standardy (odpowiednio: 70 osób [12], 65 osób [13], 60 osób [14] czy 48 osób [15]).

„Fitness mózgu” momentami przypomina niestety broszurę reklamową, w tym konkretnym przypadku firmy SharpBrains. Dodam, że nie chodzi tylko i wyłącznie o preferowanie jednej „słusznej” koncepcji (trening mózgu działa), którą zajmują się naukowcy pracujący dla wzmiankowanej firmy, ale także, a może i głównie, o okrągłe zdania, które nie układają się w spójny i zajmujący przekaz. Jest nudno, momentami przeraźliwie nudno. Razi też zbyt poradnikowy styl prezentacji treści, tym bardziej, że większość konkluzji autorów balansuje na granicy przypuszczeń i hipotez, co sprawia, że sami autorzy dystansują się często od serwowania konkretnych rad. A jeśli już się pojawiają, to brzmią na tyle enigmatycznie, że ich naukowość traci gdzieś po drodze swój główny walor wiarygodności. Zwłaszcza gdy czytamy, że prowadzenie dziennika wdzięczności może zwiększyć poziom naszego szczęścia o 25 procent [16].

Jednak najpoważniejszy zarzut dotyczy promowania pseudonauki w czystej postaci. Nie mam pojęcia, dlaczego autorzy niniejszej książki poświęcają aż tak wiele miejsca pewnemu instytutowi oraz ich produktowi (zainteresowanych tematem odsyłam do druzgoczącej recenzji w serwisie Science Based Medicine) [17]. Bo czyż nie jest zaskakujące, że w pozycji promującej poważne badania naukowe autorzy zachwalają produkt, oparty na założeniu, że serce ma pamięć, a złe emocje, których źródłem jest serce (sic!), prowadzą w prostej linii do choroby? A jedynym remedium jest uzyskanie stanu koherencji (sic!), który można osiągnąć tylko i wyłącznie za pomocą promowanego zestawu?

Dziwi też ranking najlepszych programów do treningu mózgu, opracowany na podstawie ankiety (sic!) przeprowadzonej wśród subskrybentów newslettera SmartBrains! Jak łatwo się domyślić, wiarygodność i wartość naukowa takiego zestawienia jest żadna. Co więcej, w literaturze fachowej trudno znaleźć dowody na skuteczność zachwalanych w książce programów do treningu mózgu w kontekście transferu nabytych umiejętności na inne sfery życia [18].

Miałem też spory problem z określeniem wiarygodności samych autorów. Dwóch spośród nich nie doczekało się nawet wpisu w Wikipedii, co w przypadku Alvaro Fernandeza nie powinno w sumie dziwić, bo nie jest on specjalistą z zakresu neurologii czy nauk pokrewnych, tylko, jak czytamy w notce o autorach [19] – jest znanym mówcą i ekspertem oraz posiadaczem tytułów: MBA, magistra pedagogiki oraz licencjatu z ekonomii, a przy okazji … dyrektorem zarządzającym w SmartBrains.

I jeszcze kwestia odbiorcy. Jak sygnalizują autorzy już na samym wstępie, książka była pisana z myślą zarówno o zwykłym czytelniku, jak i o specjalistach z branży. W efekcie powstała przedziwna hybryda, gdzie ogólniki i banalne konkluzje mieszają się z naukowym żargonem i analizą prac naukowych. Zupełnie niepotrzebne okazały się dla mnie wywiady z naukowcami, którym do znudzenia (czytelnika) zadawano te same pytania, a odpowiedzi nie dość, że były zazwyczaj sztampowe (i nie przystające momentami do przyjętej formuły prezentacji treści), to na dodatek długie fragmenty wywiadów pojawiały się już wcześniej w tekście.

Podsumowując, tematyka poprawiania funkcjonowania naszego umysłu jest niesłychanie interesująca, zwłaszcza w kontekście zapobiegania chorobom degeneracyjnym mózgu. Z tego powodu książka może być dobrym punktem wyjścia do kolejnych lektur. Z drugiej strony, po lekturze pozostaje uczucie niedosytu. Jak można było zmarnować tak fantastyczny materiał na książkę? Zarzut tego rodzaju powinniśmy tradycyjnie kierować do redaktorów książki, wydanej przez – no właśnie – nie przez wiodące wydawnictwo branżowe, ale prywatną firmę badawczą. Rzadko się zdarza, by brak doświadczonego redaktora był tak wyraźnie widoczny jak w przypadku „Fitness mózgu”, co niestety znacznie umniejsza wartość tekstu i czyni z lektury nużące momentami doznanie intelektualne.

Jeśli szukacie lepiej napisanych i w pełni wiarygodnych książek na temat mózgu, zdecydowanie polecam dwie pozycje uznanych naukowców: „Mózg Incognito” Davida Eaglemana [20] oraz „Niewidzialnego goryla” Chabrisa i Simonsa (zwłaszcza rozdział poświęcony iluzji potencjału) [21].

Źródła:

[1]: Fitness mózgu, Alvaro Fernandez, Elkhonon Goldberg, Pascale Michelon, PWN, 2015, str. 21

[2]: ibidem, str. 37

[3]: ibidem, str. 37

[4]: ibidem, str. 31

[5]: ibidem, str. 198

[6]: ibidem, str. 87

[7]: ibidem, str. 139

[8]: ibidem, str. 223

[9]: ibidem, str. 80

[10]: W Polsce ukazały się obie części: „Freakonomia”, S. Levitt, S. Dubner, OnePress, 2008 oraz „Superfreakonomia”, S. Levitt, S. Dubner, Znak, 2011

[11]: Fitness mózgu, Alvaro Fernandez, Elkhonon Goldberg, Pascale Michelon, PWN, 2015, str. 135

[12]: ibidem, str. 132

[13]: ibidem, str. 194

[14]: ibidem, str. 146

[15]: ibidem, str. 224

[16]: ibidem, str. 176

[17] https://www.sciencebasedmedicine.org/energy-medicine-noise-based-pseudoscience/

[18] http://www.nature.com/scitable/blog/mind-read/braintraining_apps_neuroscience_or_pseudoscience

[19] Fitness mózgu, str. 282

[20] Mózg incognito, David Eagleman, Carta Blanca, PWN, 2012

[21] Niewidzialny goryl, Ch. Chabris, D. Simons, Laurum, 2011, rozdział 6: „Nie zwlekaj, uwolnij potencjał tkwiący w twoim mózgu”, strony 247-301

Kategorie wiekowe: ,
Wydawnictwo:
Format:

Author

Z wykształcenia anglista, z doświadczenia przedsiębiorca, tłumacz i bloger. Obecnie prowadzi bloga poświęconego strategiom zdobywania nowych umiejętności.

3 comments

  • Po niemałej krytyce aż 4 i pół gwiazdkił? Przypomina mi to moją nauczycielkę – w ciągu roku trudno było u niej uczniom o dobry stopień, za to na koniec często wystawiała ocenę na wyrost

    Reply
    • Krytyka była konstruktywna i faktycznie punktowała słabe strony, ale jak twierdzi recenzentka to ciągle książka warta uwagi… IMHO ocena w porządku.

      Reply
    • Miałem podobne odczucia. Cztery i pół to całkiem sporo jak na książkę, w której reklamuje się niesprawdzone (i zapewne kosztowne) programy treningowe pod płaszczykiem nowoczesnej neuropsychologii. Autor recenzji wyłapał sporo kuriozów takich jak „zwiększenie poziomu szczęśliwości o 25%”, ale niespecjalnie wpłynęło to na ostateczną ocenę. Moim zdaniem nawet jeśli spora część książki jest nieco bardziej wiarygodna, to przemieszanie nauki z pseudonauką jest siłą rzeczy legitymizacją tej drugiej, a to dość poważne przewinienie.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content