Baner z okładką książki Pejzaż bez kolców. Meksyk słońcem malowany

Pejzaż bez kolców. Meksyk słońcem malowany

Autor: Sylwia Mróz

  • Tłumaczenie: –
    Konsultacja naukowa: BRAK
    Tytuł oryginału: –
    Seria/cykl wydawniczy: Reportaż
    Wydawnictwo: Sport i Turystyka & Muza SA
    Data wydania: 2016
    ISBN: 978-83-287-0389-6
  • Wydanie: papierowe
    Oprawa: miękka
    Liczba stron: 400
Nie jest to kolejna książka podejmująca  temat narkotyków, chociaż temat ten nie jest pominięty. Meksyk ma przecież znacznie więcej nam do zaoferowania. Majowie uważają, że poza wzrokiem, słuchem, węchem,  dotykiem i smakiem naszym szóstym zmysłem jest serce, uczucia, intuicja. Dlatego warto się w Meksyku zgubić, iść na spacer bez wyraźnego celu, pobyć na targu, porozmawiać z ludźmi, pozwolić chwili trwać i cieszyć się nią. Dokładnie tak, jak robią to Meksykanie.z opisu wydawnictwa

Dobra praca. Książka jest lekko napisana, przystosowana do czytania w podróży. Można ją traktować jako przewodnik, ale taki w którym są też fragmenty „do poduszki”. Autorka nie skupia się na wielkich czy poważnych problemach i zagadnieniach. Dostrzega drobiazgi i sprawy może drugorzędne (np. symbolika barw i flagi państwowej), ale potrafi z nich właśnie zbudować ciekawą narrację. Przy okazji unika w ten sposób pułapki „www” jaka dziś czyha na piszących – książka ta dowodzi, że nie wszystko można wyczytać w internecie. Edytorsko książka jest bardzo „miła”. Zarówno okładka jak i szata graficzna utrzymana w stylu „vintage” uprzyjemniają lekturę.

Skoro już upuściliśmy miodną strugę pochwał, poświęćmy kilka zdań krytyce, aby nie było zbyt słodko. Trudno w tego typu publikacji wytykać niepoprawność w niuansach naukowych dysput. Niełatwo bowiem jest podsumować skomplikowane kwestie badawcze. Trzeba do tego wyczucia, wiedzy albo dobrego recenzenta. Niestety czegoś Autorce zabrakło i fragmenty dotyczące archeologii są dla nieco zorientowanego w tematyce czytelnika dużym dysonansem. Drugi niewybaczalny zgrzyt pojawia się na stronie 77/78., gdzie dowiadujemy się, że w Meksyku udomowiono truskawkę! Nic bardziej błędnego! Pisanie, że domestykatem meksykańskim jest truskawka nie może ujść płazem żadnemu szanującemu się Autorowi. Jest to roślina, którą wyhodowano dopiero na początku lub nawet w połowie XVIII wieku i to na dodatek w Europie. Żeby się tego dowiedzieć, nie trzeba przeglądać specjalistycznych czasopism, a wystarczy otworzyć osławioną „Wikipedię” (może lepiej w wersji angielskiej). Za ten błąd, dla Autorki żółta kartka, nawet pomarańczowa (bo bliższa czerwonej). Zresztą w kolejnych fragmentach, gdzie przychodzi omówić poszczególne rośliny w kuchni meksykańskiej, truskawki są sprytnie pominięte milczeniem. Także wcześniejsze w tekście stwierdzenie, że w Meksyku przedkolumbijskim nie było zwierząt hodowlanych (s. 70) mija się z prawdą: był hodowany indyk, pies i prawdopodobnie kaczka piżmowa. Wreszcie, choć może nie jest to ewidentny błąd, wyliczając rośliny amerykańskie Autorka „wrzuca do jednego worka” zarówno te udomowione w Mezoameryce, jak i te z Ameryki Południowej, takie udomowione bardzo wcześnie i te bardzo późno (może już w czasie konkwisty). To może nie zwrócić uwagi nieświadomego czytelnika, ale na pewno nie jest rzetelne.

Na tym tle inne błędy wyglądają niewinnie. Mało profesjonalnie i zupełnie nieprzekonywająco brzmi, kiedy Autorka przyznaje na jednej ze stron, że jest wegetarianką i stąd brak opinii o mięsie. Oczywiście dobrze, że nie zmyśla, jeśli jednak ktoś decyduje się na trudną pracę reportera i autora przewodnika, to powinien podjąć trud osobistego doświadczenia tego, o czym pisze. Trudno w ogóle pisać o meksykańskich kulinariach, tak niezwykle mięsnych, bez poznania tego aspektu z autopsji. Uważam, że trochę na wyrost część potraw uznana jest za egzotyczne. Być może dziś nie je się u nas wszystkich części zwierząt (przynajmniej świadomie), ale jeszcze 50 czy 100 lat temu było z tym zupełnie inaczej (np. rosół na kurzych łapkach). Tradycyjnie dla piszących o składnikach pożywienia czy leków, Autorka komunikuje „Chili są świetnym źródłem witaminy C i minerałów” (s. 88). Proszę mi zatem wyjaśnić, jakie minerały zawiera chili? Rozbawiło mnie dalej  stwierdzenie, że kukurydza była: „uważana za świętą i żywą roślinę” (s. 89). Szczególnie ta „żywa” zwraca uwagę. Rozumiem, że inne rośliny uważane były za „nieżywe”? Jądra to raczej narząd płciowy, a nie rozrodczy. Zła jest także definicja neotenii i niepoprawne uwagi o atrofii (s. 278). Nie wiem też za bardzo, co to była „Polska Republika Ludowa” (s. 287)? Może warto przed popełnieniem takiego błędu sięgnąć do jakiegoś słownika lub podręcznika? Bardzo ciekawe jest natomiast tłumaczenie imion azteckich władców. Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego zabrakło go dla, występujących na tej samej stronie imion Quetzalcoatl i Huitzilopochtli. Jest też wiele innych słów, czy terminów, których przybliżenie było by bardzo ciekawe i pouczające.

Wreszcie przykry obowiązek skłania mnie do wytknięcia błędów korekty (głównie interpunkcyjnych) i miejscami (np. s. 318) mizerii gramatyczno-językowej. Rozbrajające są też niektóre podpisy pod zdjęciami w stylu: „fragment niezakrytej zabudowy”.

Na koniec znów parę pozytywnych uwag. Dobrym pomysłem jest zamieszczenie słownika i przepisów kulinarnych. Ciekawy też jest przegląd artystów ludowych i opinie Autorki w tym względzie. To może pomóc poszukującym takich pamiątek, a niedoświadczonym turystom.

Są w książce miejsca nieco nudne, są bardzo wartkie i ciekawe. Niektóre fragmenty zapowiadając się ciekawie – zupełnie nie przekonują. Tak jest na przykład z rozdziałem o tożsamości Meksykanów. Chyba jeszcze za trudny to temat dla Autorki. Ogólnie jednak książka jest dobra. Przede wszystkim uważam, że zaciekawia i zachęca do odwiedzenia Meksyku, a o to w gruncie rzeczy chodzi w przewodniku czy reportażu.

Kategorie wiekowe: , ,
Wydawnictwo:

Author

archeolog latynoamerykanista, geolog, alpinista

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content